To bardzo osobiste pytanie. A odpowiedź na nie podszepnął mi ekran komputera i obiektyw aparatu. Nie no, jasne że miałem o tym wcześniej dość konkretną opinię. I szkoda mi rzeczywiście marnowania nawet jednej sekundy życia. Co niestety nie znaczy, że nie marnuję całych ciężarówek tych sekund... Ale, spojrzenie w świat trwający jedną, czy pół sekundy daje pewien widoczny dystans. Jako fotografie uzupełniające moje wymądrzania się wstawiłem obrazki powstałe niedawno. Nauczyłem się bowiem od Bryana Petersona pewnej sztuczki polegającej na wykonaniu zdjęcia w czasie 0,5 czy 1 s. przy jednoczesnym przybliżeniu zoomem fotografowanego obiektu. Daje to bajeczne efekty. Oczywiście prawdziwi profesjonaliści robią to lepiej, ale mi też wyszło kilka interesujących, przynajmniej dla mnie, ujęć.
Ale wracając do postawionego powyżej pytania, to zmiana, którą można dostrzec w dokonywanej w tak krótkim czasie fotografii jest gdzieś tam odniesieniem do życia. Co z tego, że doba składa się z odcholerysekund. Ta jedna, czy też ważne pół, może być Twoją najważniejszą chwilą w życiu. Sprawdź to - spojrzyj komuś głębiej w oczy, uściśnij dłoń pół sekundy dłużej, zmitręż sekundę na światłach, czy wreszcie spojrzyj w niebo - błękitne,gwiaździste, czy pełne chmur ociekających deszczem. Być może dzięki tej sekundzie wygrasz coś nieporównywalnego z niczym innym. Może swoje lub czyjeś życie, może odrobinę większą przyjaźń, może miłość... Na pewno jednak wygrasz całą tę sekundę dla siebie.
A tak na marginesie, to pamiętam zdjęcia głęboko sprzed epoki cyfryzacji korpusu. Miałem Smienę, chyba dwa Zenity, przez moment Pentakona (?), a wreszcie wymarzonego Pentaxa. Mam go zresztą do dzisiaj, choć reszta rozeszła się po ludziach. Pamiętam także, że moim marzeniem był obiektyw telezoom. Dla młodych, kiedyś obiektywy miały głównie stałą ogniskową, a zoomy były drogie. Chociaż pierwszy obiektyw o zmiennej ogniskowej powstał przecież już w 1959 roku, to jednak dopiero z Pentaxem taki obiektyw pojawił się u mnie.
Niezależnie od mojej prywatnej ewolucji fotograficznej, aktualnie "stałka" to spora rzadkość, a zoom to standard. I wydaje mi się, że w tej rewolucji odbija się tez nasze życie. Gdy królowały stałki, czas szedł wolno do przodu, przystawał i gapił się bez sensu w niebo, czy wodę. Zdjęcie wykonywało się rozważnie, bo film miał tylko 24 lub 36 klatek (u mnie w Zenicie robiłem spokojnie 38-39 - wot sowietska technałogia), a dopiero po wywołaniu, wiadomo było czy pstryk był udany czy bez sensu.
Teraz, zoomy i cyfrowa rejestracja zdjęć pozwalają pędzić bez opamiętania, przybliżać obiekty zamiast do nich podchodzić, robić 100 ujęć krzaka, bez zastanowienia, która opcja będzie najlepsza, w końcu coś się wybierze, nie zauważając że drzewo obok jest znacznie ciekawsze. To zupełnie jak życie dzisiaj, pędzimy często dla samego pędu, nie zastanawiamy się nad czasem, który przecieka nam między palcami. Opamiętajmy się. Warto przystanąć.
A zdjęcia z zommem, mi prywatnie się podobają. Poświęć im więc człowieku o sekundę dłużej niż zwykle.